|
|
|
|
|
|
Opowieść
o ukrzyżowaniu
Przyzwyczailiśmy się już
chyba do tego, że filmy prezentowane nam na dużych i małych
ekranach nie wnoszą zbyt wiele do naszego życia duchowego, wręcz
przeciwnie, często można je określić mianem pospolitego chłamu.
Niemniej jednak trafiają się wyjątki od powyższej reguły. Takim
wyjątkiem niewątpliwie stanie się film "The Passion of
Christ"
Mela Gibsona, którego premiera ma odbyć się jeszcze w tym miesiącu.
Mel Gibson znany jest najbardziej z ról tak zwanych "twardzieli",
w jakich to często można go było widywać w początkach jego filmowej
kariery. Mel nie jest jednak typowym produktem Hollywood, nie
rozpisują się o nim kolorowe pisma, można powiedzieć, że wręcz
nie pasuje on do środowiska Hollywoodzkiego, znanego z hucznych
imprez i wszelakiej rozpusty. Gibson wywodzi się z tradycyjnej,
katolickiej rodziny i te wpojone mu w rodzinnym domu wartości
moralne zrobiły z niego wyjątkowego człowieka, który to zawsze
wysoko stawia poprzeczkę swojej artystycznej twórczości. Mel
uniezależnił się od skorumpowanego moralnie Hollywood i sam
zajął się produkowaniem i reżyserowaniem filmów. Owocami jego
niezależnej twórczości są takie filmy jak "Bravehart"
i "Hamlet". |
|
Wróćmy
jednak do Pasji Chrystusa. Jak sam twierdzi, pomysł filmu zrodził
się w jego głowie już wiele lat temu, a inspirował go sam Duch
¦więty. Film ma być swego rodzaju reportażem z ostatnich 12
godzin życia Jezusa. Gibson włożył wiele pracy, aby to, co widzimy
na ekranie jak najwierniej odzwierciedlało wydarzenia z Jerozolimy
z przed dwóch tysięcy lat.Dialogi w filmie będą w dwóch wymarłych
językach, po aramejsku i po łacinie, akacja w całości oparta
jest na czterech Ewangeliach oraz zapisach Anny Katarzyny Emmerich,
niemieckiej zakonnicy, stygmatyczki, której wizje męki pańskiej
szczegółowo zostały opisane w jej pamiętnikach.
Szczegółowe przygotowania
do rozpoczęcia filmu trwały ponad rok. Na plan zdjęciowy Gibson
wybrał miasteczko Matera w południowych Włoszech. Ponoć najbardziej
przypominało ono Jerozolimę z początku naszej ery.
Gibson, choć sam jest
doskonałym aktorem, ograniczył się do roli reżysera i producenta,
nie mniej jednak jak sam ostatnio oznajmił to właśnie jego ręka
widoczna jest na filmie w akcie przybijania Chrystusa do krzyża.
Jak sam stwierdził, scena ta symbolizuje poczucie winy i jego
własny udział w doprowadzeniu do śmierci Chrystusa, który umarł
za grzechy wszystkich.
Zdjęcia do filmu, który
Gibson w całości sfinansował z własnej kieszeni zakończono w
lutym zeszłego roku. Kłopoty Mela z tymi, którzy woleliby, żeby
film w ogóle nie powstał, zaczęły się jednak dużo wcześniej.
Według słów Gibsona, z niechęcią do pomysłu spotkał się jeszcze
na długo przed rozpoczęciem zdjęć, kiedy to podzielił się swoimi
planami z hollywoodzkimi kolegami. Początkowo oznaki niechęci
były dość subtelne, współpracownicy z branży próbowali mu wyperswadować,
że pomysł nie jest zbyt dobry i lepiej sobie nie zawracać nim
głowy. Gibson był jednak nieugięty, wtedy też ataki zaczęły
przybierać na sile i częstotliwości. Zaczęło się od anonimów
informujących, iż w związku z filmem, jego rodzina jest intensywnie
prześwietlana przez dziennikarzy z renomowanej prasy amerykańskiej.
Zadaniem owych inwigilatorów miało być zdobycie materiałów szkalujących
samego Gibsona, jak i jego bliskich. Jak sam stwierdzi w wywiadzie
zaprezentowanym w telewizyjnym programie "O'Reilly Factor:
"kiedykolwiek podejmujesz się tematu takiego jak ten, z
pewnością przysporzy on ci wielu wrogów".
Wrogowie wytoczyli swoje
wielkie działa w artykule, który ukazał się na łamach "New
York Times" 9-go marca ubiegłego roku. W artykule tym postawiono
zarzut, że film może promować pogląd, iż to Żydzi są odpowiedzialni
za zabójstwo Chrystusa. Wkrótce potem do akcji przeciw Gibsonowi
włączyła się amerykańska Liga Przeciw Zniesławieniu (ADL) ze
swoim szefem Abrahamem Foxmanem w roli głównej.
Zaskakujące było to, że gwałt wokół filmu rozpoczął na długo,
zanim zaczęto próbne zdjęcia. ADL oparła swoją ofensywę na wstępnej
wersji scenariusza, która została wykradziona producentowi.
Tu dygresja: powyższa organizacja
oficjalnie walczy z przejawami rasizmu, nietolerancji, w rzeczywistości
jednak organizuje coś w rodzaju średniowiecznych nagonek na
czarownice, w których sama pełni role oskarżyciela, sędziego
i kata w jednej osobie, walcząc ze wszystkim, co nie podoba
się Żydom. Warto również dodać, ze ADL nie zawsze działa zgodnie
z obowiązującym prawem. W latach dziewięćdziesiątych amerykańska
policja dokonała rewizji w biurach ADL w Los Angeles i San Francisco,
dzięki której organizacja została oskarżona o prowadzenie nielegalnej
siatki szpiegowskiej inwigilującej 950 organizacji politycznych,
niezależnych mediów oraz organizacji związkowych, razem ponad
12.000 osób widniało w teczkach ADL. W kwietniu 2002 roku sędzia
z Kolorado ukarał ADL grzywną o niebagatelnej sumie 10,5 milionów
dolarów za prowadzenie oszczerczej kampanii przeciwko lokalnej
grupie Chrzescijan, która popadła w konflikt z mniejszością
żydowską. Warto również dodać, że sam Abraham Foxman urodził
się w Polsce w 1940 roku. Po aresztowaniu jego rodziców, opieką
nad małym Abe zajęła się jego polska niania, która ukrywała
go przez lata zawieruchy wojennej. Abe został ochrzczony i wychowany
w duchu chrześcijańskim, dziwi więc jego niechęć do wiary, której
jak by nie było, zawdzięcza życie.
To tyle o samej organizacji.
Wydawałoby się, ze kłopoty
Mela Gibsona z Żydowską Ligą przeciwko Zniesławieniu (ADL) wreszcie
dobiegły końca, a my wreszcie będziemy mogli ogladac film i
sami ocenić, czy tak naprawdę jest on antysemicki, czy też był
to jedynie wymysł środowisk żydowskich, które są wrogie wszystkiemu,
co Chrześcijańskie.
Ale to by się tylko wydawało.
Pod wpływem nacisków Abrahama
Foxmana z ADL w amerykańskiej prasie nastąpiła teraz seria artykułów
oskarżających film i samego Mela Gibsona o antysemityzm, o czym
pisał już Tomasz Sommer w lipcowym numerze "Najwyższego
Czasu".
Po tym producenci filmu
ruszyli do kontrofensywy. Ukończone już dzieło zostało przedstawione
ograniczonemu gronu amerykańskich pastorów i naukowców chrześcijańskich.
Z ich refleksji pisanych po projekcji wynikało, że nie tylko
nie zauważyli w filmie elementów antysemickich, lecz wręcz byli
zdziwieni, iż film oparty tak ściśle na Ewangelii mógł ktokolwiek
uznać jako wrogi Judaizmowi i narodowi żydowskiemu.
W grudniu ubiegłego roku
film został zaprezentowany na prywatnej audiencji Papieżowi.
Nie skomentował On wcześniejszych zarzutów, stwierdził jedynie,
że film wiernie odzwierciedla Ewangelię pokazując historię męki
Pańskiej "tak jak było". Wkrótce nadeszła druga dobra
wiadomość. Wcześniej, przez wiele miesięcy stało pod znakiem
zapytania, czy film w ogóle znajdzie dystrybutora, jako że żadna
z hollywoodzkich firm dystrybucyjnych mocno powiązanych ze środowiskami
żydowskimi nie wyraziła chęci podjęcia się tego zadania.
I właśnie w tej kwestii
nastąpił przełom. Rozprowadzaniem filmu zainteresował się niezależny
New Market Films, ta sama firma, która promowała "Moje
wielkie Greckie Wesele". Film w samej Ameryce ma mieć premierę
na 2000 ekranów. Jest to niespotykana wręcz liczba, jak na dzieło
nie promowane przez Hollywood. Według New Market Films jeszcze
na kilka miesięcy przed planowaną na ¦rodę Popielcową premierę
otrzymali oni zapotrzebowanie na dziesiątki tysięcy biletów.
Bilety zamawiane są przez organizacje Chrześcijańskie, jedna
parafia zarezerwowała nawet wielosalowy Multiplex dla swoich
wiernych.
Rabini i zwolennicy polityki
pana Foxmana niestety nie wycofali się ze swojej oszczerczej
polityki, wręcz przeciwnie ich metody stały się jeszcze bardziej
bezprawne i podstępne. Otóż sam Abe i jego towarzysze z American
Jewish Committee, rabini James Rudin i Dawid Elcott po wcześniejszych
krytykach środowisk chrześcijańskich, że napastują film, którego
nawet nie widzieli, udali się na projekcje w przebraniu pastorów,
legitymując się fałszywymi papierami. Mało tego, podpisali również
zgodę, ze nie będą kontaktować się z przedstawicielami mediów
w kwestii treści filmu. Nie minęło jednak wiele minut od końca
projekcji, a Abe i jego poplecznicy wisieli już na telefonach
dzwoniąc do prasy z informacją, ze film zawiera cytaty z Biblii,
w których Faryzeusze po ukrzyżowaniu Jezusa krzyczą: "Jego
krew niech spadnie na nas i nasze dzieci".
Najwyraźniej, - według Pana
Foxmana i jego współpracowników - Jezusa można przedstawić albo
jako słabego, poddającego się ziemskim pokusom człowieka, -
tak jak uczynione zostało to w filmie "Ostatnia Pokusa
Chrystusa" - albo jako homoseksualistę, jak to zrobił Terrance
McNally w swoim spektaklu teatralnym "Corpus Christi".
Wtedy niewątpliwie większość
krytyków zacznie się zachwycać filmem i wyniesie na piedestały
artystyczną wyobraźnię autora.
Przedstawiając jednak ostatnie 12 godzin męki Chrystusa zgodnie
z przesłaniem Ewangelii w najlepszym wypadku twórca zostanie
zignorowany przez krytyków, w najgorszym, doczeka się szkalującej
i wrogiej kampanii, jaka spotkała Mela Gibsona.
Gibson pytany o to co tak
naprawdę pragnie osiągnąć swoim filmem, udziela prostej odpowiedzi
"mam nadzieję, że ludzie obejrzą film i zechcą przeczytać
Księgę"
Piotr Kwaśniewski
przy
współpracy
Andrzeja
Wilczkowskiego
Artykuł został zaczerpnięty z miesięcznika
"Aspekt Polski" (luty 2004) wydawanym przez
Katolicki Klub im. św. Wojciecha w Łodzi
|
|
|
|
|
950 Old Kingston Mills Road Kingston, Ontario K7L
4V3 Canada Telefon:
613-546-0418 Fax: 613-546-4626
Copyright © 2011 Apostolat Polski w Kingston Wszelkie
prawa zastrzeżone webmaster@kingpol.org |
|
|